Za co zapłaciliśmy podczas referendum

referendumf
Referendum wcale nie okazało się nagle klapą.

Dlaczego?

Jeśli już wydaliśmy 84 miliony złotych, to zastanówmy się co za to dostaliśmy i co możemy dzięki temu zrobić, bo w przeciwnym wypadku faktycznie zostaną one wyrzucone w błoto. Przede wszystkim należy rozróżnić referendum wiążące od ważnego. Referendum jest wiążące kiedy weźmie w nim udział ponad połowa uprawnionych do głosowania, wtedy nakłada ono obowiązek do wprowadzenia odpowiednich regulacji. Jeśli wynik taka frekwencja nie zostanie osiągnięta, referendum cały czas jest ważne jeśli zostało przeprowadzone zgodnie z prawem. Wtedy ma ono charakter opiniodawczy. Referendum jest ważne i opinia została wystawiona. Przypatrzmy się więc tej opinii i zastanówmy się jakie wnioski możemy wyciągnąć za 84 mln złotych.

1. Nie widać zaborów.
Zawsze po każdych wyborach pojawia się ten komentarz. Wystarczy spojrzeć na mapę frekfencji lub głosowania na stronie PKW, żeby zobaczyć, że fenomen ten jest nieobecny. Zarówno odpowiedzi jak i udział, a raczej jego brak w wyborach nie jest więc powiązany z dotychczasowymi przekonaniami politycznymi. Nie podważa to faktu, że część ludzi nie poszła na referendum ze względu na to, że nie chcieli brać udziału w czymś co uważali za fasadową rozgrywkę polityczną. Nie pozwala to na interpretację wyników wprost, ze względu na możliwość strategicznego wycofania się z udziału w dyskusji i tym samym jej legitymizowania, lub zwykłego zniechęcenia obecną polityką. Wyniki świadczą jednak o pewnej jednolitości na poziomie psychologicznym.

2. Zbiorowe nieposłuszeństwo obywatelskie.
Zauważyć należy też, że wśród osób, które poszły na referendum odpowiedzi przez nich udzielone są zdecydowanie anty-systemowe. Obywatele wypowiedzieli się zarówno przeciw obecnej ordynacji wyborczej, jak i przeciw obecnemu systemowi, ale rozstrzygania wątpliwości podatkowych na korzyść obywatela, nie-państwa. Z drugiej strony, z komentarzy i treści prowadzonych kampanii przeciw JOW wynika, nie zadowolenie z obecnego systemu, ale wręcz przeciwnie obawa, że wprowadzenie go spowoduje jedynie jego utrwalenie. Bezprecedensowa absencja obywateli przy urnach, w porównaniu z frekwencją poprzednich referendów, przypomina doktrynę biernego oporu Mahatmy Gandhi’ego.

3. Nie dla fikcyjnej bezpośredniości.
Nieprawdą jest, że społeczeństwo nie chce decydować o sobie. Różnica frekwencji w porównaniu z jakimikolwiek ubiegłymi wyborami jest zbyt duża. Przy tym nie do pogodzenia jest pogląd, że wyborcy są na tyle świadomi, żeby racjonalnie podjąć decyzję, jednocześnie nie umiejąc ocenić jej treści. W komentarzach powtarza się pogląd o tym, że dwa pytania były nieprecyzyjne a ostatnie nieaktualne. Systemów jednomandatowych jest zbyt dużo, żeby wiedzieć o czym się decyduje. Pytanie o zgodę na obecne finansowanie partii, zostawia jeszcze większe pole do interpretacji, która leżeć już będzie wyłącznie w gestii polityków, a nie obywateli. Referendum od początku zatem nie było żadnym świętem demokracji, lecz nic nie znaczącym rytuałem, na warunkach rządzących, w którym społeczeństwo odmówiło uczestnictwa.

4. Fiasko dyskusji referendalnej.
Krytyka takiego kształtu referendum i pytań w nim zawartych pojawiła się od razu po jego ogłoszeniu. Padały propozycje dopisania nowych pytań, uściślenia, przeformułowania np. system STV zamiast JOW. Żadna modyfikacji nie udało się wprowadzić, co wskazuje na nieelastyczność systemu i brak miejsca dla racjonalnej deliberacji wszystkich zainteresowanych. Pojawiały się też propozycje zmian systemowych, takich jak Dzień Referendalny Klubu Jagiellońskiego, czy propozycja Fundacji Optimum Pareto ważenia preferencji politycznych. [Więcej na ten temat tutaj]

5. Wartość informacyjna
Koszt referendum w przeliczeniu na każdą osobę, która wzięła w nim udział wyszedł ok. 30zł. Za pomocą tego, bezpośrednio nie dowiedzieliśmy się praktycznie nic na temat tego jakie przekonania i poglądy wyraża ten obywatel. Jeśli korzystamy z „usług” tak drogiego modelu konsultacji społecznych, a nie daje on oczekiwanych rezultatów, powinniśmy czym prędzej zmienić go na taki, który daje dużo informacji w przeliczeniu na koszty i bierze pod uwagę, że głosowanie to przede wszystkim proces komunikacyjny. Który bierze pod uwagę, że różne problemy społeczne posiadają różny poziom złożoności i nie nakłada obowiązku wypowiedzenia się pod przymusem, ale promuje zdanie tych, którzy są dobrze poinformowani. Jeśli nasza wola ma zostać wysłuchana, musimy mieć możliwość dokładnego jej wypowiedzenia. W innym wypadku Naród będzie milczał.

W wyniku referendum nie mamy opinii na temat JOWów i ani finansowania partii, ale mamy świadomość o tym, że potrzeba zmian w sposobie komunikacji naszego głosu. I to jest informacja za którą zapłaciliśmy 86 mln zł.